Nowa władza zdobyła większość, bo 19 na 35 miejsc w parlamencie Hong Kongu. Została wybrana bezpośrednio przez obywateli w niedzielę, 4 września. Jest to niesamowite zwycięstwo pozwalające im na sprzeciw wobec władz Chińskiej Republiki Ludowej.
Połowa z 70 członków Rady Ustawodawczej Hong Kongu jest wybierana przez „grupy interesu” ze świata biznesu, nauki, religii czy innych grup społecznych. Bagatelizowana przez niedemokratyczny system polityczny możliwość zawetowania ustaw jest ostatnią deską ratunku dla opozycji, która chce wywrzeć swój polityczny wpływ.
Posiadanie władzy stało się niezmiernie istotne zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy Pekin zaczął mieć jeszcze większą kontrolę nad miastem. Hong Kong jest Specjalnym Regionem Administracyjnym Chin i ten status ma się przekładać na wysoki poziom autonomii.
W 2014 r. tysiące ludzi koczowało w Hong Kongu przez trzy miesiące, żądając realnych demokratycznych wyborów. Protest przerodził się w tzw. Centrum Okupacyjne. W wyniku tych wydarzeń relacje między opozycją i rządem uległy pogorszeniu, a radykalni demokraci zaczęli opóźniać uchwalanie budżetu, zadając wiele pytań formalnych i wprowadzając liczne poprawki. Ich mało kooperacyjna strategia stanowi poważne wyzwanie dla Szefa Administracji Regionu Leung Chun Ying, który zaapelował do wyborców aby „odsunęli ich od władzy” w wyborach.
Obóz prochiński zamierza zrobić wszystko, aby doprowadzić do zwycięstwa w wyborach. Chińskie Biuro Łącznikowe reprezentujące Republikę Chińską w Hong Kongu zaangażowało się w prochińskie kampanie i jest podejrzewane o instruowanie pracowników reprezentujących chińskie interesy w Hong Kongu na kogo mają głosować. W związku z tymi działaniami, rząd Hong Kongu zabronił sześciu kandydatom wygłaszać swoje poglądy. A środki masowego przekazu wypuszczają oczerniające kampanie przeciwko prodemokratycznym kandydatom.
Pomimo nacisków, wyborcy obdarowali opozycję trzema dodatkowymi miejscami w porównaniu do 2012 roku. Dodatkowo pobili rekord 58% frekwencją.
Głosujący wybrali młodych radykałów, a nie skromnych demokratów, aby reprezentowali ich w parlamencie. Ich wybór ucieleśniają przyciągający uwagę zwycięscy, Nathan Law Kwun-chung i Eddie Chu Hoidick, obaj popierający autonomię miasta.
23-letni Law wygrał w Hong Kongu przewagą 42 000 głosów, zostając najmłodszym rządzącym miasta w historii. Był liderem grupy strajkujących studentów w Centrum Okupacyjnym w 2014 r.
38-letni Chu zdobył ponad 84 000 głosów w zachodniej części Nowych Terytoriów. Swoją karierę jako działacz społeczny zaczął w 2005 roku jako dziennikarz portalu inmediahk.net. Zajmuje się zagadnieniami z zakresu planowania przestrzeni miejskiej i zagospodarowania terenu. (Zobacz: Pomagałem w zakładaniu inmediahk.net, Chu – przyjaciel personalny.)
Law i Chu należą do „lokalnego” obozu władzy. Określenie „lokalny” opisuje tych, którzy stawiają opór interwencjom płynącym z Pekinu, stają na drodze rozwoju i przeciwstawiają się realizacji zasad „jedno państwo, dwa systemy” czy „Hong Kong rządzony przez mieszkańców Hong Kongu”. Te zasady zapisane są zarówno w ustawie zasadniczej, jak i w deklaracji chińsko-brytyjskiej (która przyznała władzę nad Hong Kongiem byłej kolonii brytyjskiej, Chinom).
6 z 19 miejsc wygranych przez opozycję przeszło w ręce lokalnych kandydatów, którzy zdobyli 20% ogólnej liczby głosów w bezpośrednich wyborach. Mówi się, że wzrost ich wpływów jest wyrazem kontynuacji protestów Centrum Okupacyjnego z 2014 r. Zwolennik Nathana Law umieścił baner z napisem „Wrócimy”, który został odsłonięty zanim jeszcze protestujący zostali usunięci z miejsca strajku.
W rzeczy samej, determinacja mieszkańców Hong Kongu do głosowania jest niespotykana. W jednym z lokali wyborczych głosujący ustawili się w kolejce przed 22:30, oficjalnym zamknięciem głosowania, musieli czekać przez kolejne cztery godziny, do 2:30 nad ranem, aby wrzucić swój głos do urny.
Ogólna liczna głosujących to około 2,2 mln. Szacuje się, że 60% wyborców w wyborach bezpośrednich oddało swój głos na opozycję.
Jak zauważają krytycy, nowa władza Hong Kongu przyprawi Pekin o ból głowy, a chińską błyskawiczną receptą na ból będzie, tak jak przewidywano, cenzura. W Chinach kasowane są posty na portalach społecznościowych, odłączane kablówki, a redakcje prasowe przestają informować o wynikach wyborów