Ten post jest częścią specjalnej serii artykułów autorstwa blogerki i aktywistki Marcell Shehwaro, opisujących codzienne życie w Syrii trawionej trwającym nadal konfliktem zbrojnym pomiędzy siłami popierającymi obecny reżim a tymi, które dążą do jego obalenia.
Od pierwszego dnia mówili mi, że jej mąż jest w więzieniu, i że piosenki, które często nucę, mogą wywołać w niej smutek. Niezbyt się tym przejęłam. Przyzwyczailiśmy się do historii rodzin więźniów, tak jakby w Syrii pod rządami Asada więzienie było czymś zupełnie normalnym, a wyjątkiem byli ci, którzy pozostają na wolności – lub przynajmniej tak im się wydaje.
Przy kolacji, chcąc poznać ją trochę lepiej, pytam po cichu: „Jak Twój mąż trafił do więzienia?”.
„Zostałam aresztowana w wojskowym punkcie kontrolnym 4. Dywizji Pancernej po drodze z Darajji do Damaszku. Gdy powiedziałam o tym mężowi, ten wariat pojechał samochodem do punktu kontrolnego, żeby o mnie zapytać, i też został aresztowany,” mówi mi przez ściśnięte gardło.
Wzdycha i kontynuuje opowieść: „Niech Ci się nie wydaje, że zrobił to tylko po to, by udowodnić swoje męstwo. Mój mąż bardzo mnie kocha. Pobraliśmy się z miłości”. Spogląda nieśmiało i tęsknie.
Czuję się zmuszona zapytać o siłę miłości, która może sprawić, by mężczyzna pojechał do punktu kontrolnego 4. Dywizji Pancernej, którą dowodzi Mahir al-Asad, młodszy brat prezydenta, i która słynie z brutalności i bezwzględności.
Starając się ukryć emocje, pytam, czy od tamtej pory udało jej się go jeszcze zobaczyć.
Odpowiada z uśmiechem, pobłażając mojej nastoletniej ciekawości: „Nie wiedziałam, że też został aresztowany, dopóki nie zobaczyłam go miesiąc później. Wylądowaliśmy w tym samym transporcie, gdy przenoszono zatrzymanych w inne miejsce. Na jego ciele było widać ślady tortur. Chociaż strażnik zabronił mu się do mnie odzywać, odważnie i wyzywająco zapytał, jak się miewam. Ledwo zdążyłam skinąć głową na znak, że wszystko w porządku, zanim strażnik znów na niego nawrzeszczał. Nie widziałam go ani nie mam o nim żadnych wieści od tego dnia, czyli od dziewięciu miesięcy. Nawet nie wiem, gdzie on jest”.
Kiedy wydawało mi się, że już pojęłam bezmiar ich miłości, zaskoczyła mnie takim stwierdzeniem: „Po siedmiu miesiącach więzienia i tortur, którym byłam poddawana, i podczas których byłam w stanie myśleć tylko o nim i naszych dzieciach, zostałam uwolniona i, bez pytania kogokolwiek o zdanie, w tajemnicy udałam się do siedziby głównej sił powietrznych w Damaszku”.
Zszokowana jej deklaracją, nie mogłam powstrzymać się od wykrzyczenia: „Siły powietrzne? Oddział Aqsa? Dlaczego to zrobiłaś? Zwariowałaś?”.
Jej oczy wypełniają się łzami. Mówi dalej: „Usłyszałam, że mój mąż może tam być, więc musiałam pójść i zapytać. Zażądałam jego powrotu. Wypytywałam o niego. Krzyczałam. Jednak oni zagrozili, że mnie aresztują, więc z myślą o dzieciach wróciłam do domu. Gdy moja rodzina dowiedziała się, co zrobiłam, zmartwili się tak bardzo, że zmusili mnie, bym z dziećmi przeprowadziła się do Libanu”.
„Ale ja nie potrafiłam żyć w Bejrucie. To tak daleko od Damaszku. Mieszkam blisko granicy i spoglądam w stronę domu, nie mogąc się doczekać powrotu. Módl się za niego, Marcell. Módl się, żeby to przetrwał”.
Pytam żartobliwie: „Zaprosisz nas na przyjęcie powitalne?”.
Odpowiada z nadzieją w głosie: „Oczywiście”.
Kiedy przyglądam się uważniej, ponad szczegółami przemocy, przelewu krwi i śmierci w Syrii, trafiam na historie szalonej miłości, odważnej niczym róża, która uparcie pnie się w górę pomimo chwastów i cierni, próbujących ją zdławić. Są historie miłosne w przejściach, rzucające wyzwanie snajperom, którzy podzielili miasto na pół. Są historie miłosne pomiędzy miastem i obozami dla uchodźców albo miasteczkami na tureckiej granicy. Są uzbrojeni rebelianci z Wolnej Armii Syrii, którzy nie mogą zobaczyć swoich dziewczyn, dopóki reżim nie upadnie.
Oto, co oznacza życie na krawędzi. Dotykasz śmierci i ją bagatelizujesz, kurczowo trzymając się życia, dodając mu znaczenia przez wywoływanie uśmiechu na twarzach tych, których kochasz.
Moja przyjaciółka, bohaterka tej historii, spostrzega, że bujam w obłokach i bawię się naszyjnikiem, który dostałam od ukochanego mężczyzny. Wyrywa mnie z zamyślenia: „Jaka jest jego historia?”. Odpowiadam szczerze: „Wierzę, że zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Przynajmniej na dziewczynę, o którą nie martwi się, że została porwana przez śmierć i przepędzona przez strach. Zasługuje na dziewczynę, która zaoferuje optymizm i stabilność jutra, fundament, na którym można zbudować rodzinę”.
Śmieje się ze mnie i mojego niedorzecznego sposobu myślenia: „Myślisz, że mój mąż by mnie kochał, gdybym nie była taka zbuntowana?”, pyta. Czuję zakłopotanie wobec tego pytania, na które nie mam odpowiedzi.
To sama miłość przywiązuje nas do ziemi, do przyszłości i do wolności. Gdyby nie ona, nasze życie byłoby jeszcze trudniejsze, wypełnione jedynie żądzą zemsty i nienawiścią.
Nasza miłość do Syrii i optymizm wobec jutra pomogą nam w pokonaniu tyranii. Zwyciężymy.
Znajdziecie Marcell Shehwaro na blogu marcellita.com i na Twitterze jako @Marcellita (w obu miejscach pisze głównie po arabsku).