Global Voices pisał w sierpniu, że niektórzy aktywiści z rosyjskiego ruchu opozycyjnego będą ubiegać się o stanowiska w wyborach lokalnych. Mieli oni nadzieję, że w tych wyborach na małą skalę łatwiej będzie im zwyciężyć. 14 października, przy niskiej frekwencji i nieustannych oskarżeniach o fałszerstwa wyborcze Rosjanie wzięli udział w tysiącach [ros] wyborów na terenie całego kraju, głosując na lokalnych merów, członków rad miejskich i regionalne parlamenty. Gra toczyła się również o pięć stanowisk gubernatorskich, po raz pierwszy od siedmiu lat, kiedy Władimir Putin zniósł ich wybieralność.
Brudne zagrywki i czarny PR
Kiedy opadł kurz okazało się, że członkom ruchu opozycyjnego nie poszło zbyt dobrze w miejscach, gdzie wystawili swoich kandydatów. Lwia część głosów w większości regionów przypadła Jednej Rosji i innym proputinowskim kandydatom. Jedynymi teoretycznie opozycyjnymi partiami, którym udało się odnieść przynajmniej ograniczony sukces, były bez niespodzianek: Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, LDPR i Sprawiedliwa Rosja. Niejasnym pozostaje jaki procent poparcia Jedna Rosja zawdzięcza oszustwom wyborczym i innym nadużyciom. Pomimo tego rozpowszechnione są doniesienia o nieczystych zagrywkach.
Dziennikarz Dmitrij Aleszkowskij na przykład w bardzo apokaliptyczny sposób [ros] opisał na blogu wybory w małym okręgu w republice Tatarstanu:
Я видел умирающих от холеры людей в тени развалин разрушенного землетрясением Порт-о-Пренса, я видел тысячи сожженных домов в грузинских селах Южной Осетии […]. И эти выборы вызывают во мне примерно такое же количество ужаса, как и всё описанное выше.
Widziałem ludzi umierających na cholerę w cieniu zrujnowanych domów w zniszczonym przez trzęsienie ziemi Port-au-Prince, widziałem tysiące spalonych domostw w gruzińskich wioskach w Południowej Osetii […]. Te wybory przywodzą mi na myśl taką samą liczbę koszmarów, jak wszystko opisane powyżej.
Aleszkowskij kontynuował opis wielu nadużyć, od ponadliczbowych kart w urnach wyborczych po siłowe usuwanie niezależnych obserwatorów.
Uderzający jest zasięg, w jakim obecne były fałszerstwa prorządowe, nawet w najmniejszych i na najmniej znaczące stanowiska wyborach. Siergiej Jeżow, członek ruchu Limonowa Inna Rosja, startował w wyborach do rady miejskiej w niewielkim mieście Saraj. Opisał [ros] to doświadczenie w blogu:
Беспредел началася за несколько дней до даты голосования. Когда, видимо, жулики поняли, что я прохожу в депутаты. Спокойные и тихие Сараи завалили лживыми и прокационными листовками, по месту работы и учебы собирали избирателей и приказывали ни в коем случае не голосовать за Ежова. В это же время полиция начала препятствовать в агитации нам.
Bezprawie rozpoczęło się kilka dni przed głosowaniem. Szulerzy widocznie zorientowali się, że dostanę się do rady. Cichy i spokojny Saraj został zasypany kłamliwymi i prowokującymi ulotkami, wyborców zbierano w miejscach pracy i nauki i nakazywano pod żadnym pozorem nie głosować na Jeżowa. W tym samym czasie policja zaczęła zakłócać naszą kampanię.
Jeżow przegrał. Myślał, że nikłe znaczenie stanowiska, o które się ubiegał chroniłoby go od presji rządu. Jak widać, założenia te były błędem. Okazuje się, że członkowie Jednej Rosji stosowali niektóre z tych brudnych zagrywek przeciwko innym członkom Jednej Rosji. Miało to miejsce w Angarze, jak pisze [ros] Siergiej Schmidt, miejscowy profesor nauk politycznych. Kandydat na mera z ramienia Jednej Rosji pozornie cieszył się małym zainteresowaniem – jego kampania była przepełniona skandalami, gubernator otwarcie popierał jego oponenta itd. W końcu to on wygrał, jednak, jak argumentuje Schmidt, głównie dzięki temu, że wyborcy chcieli „wesprzeć i pomóc osobie, na którą zorganizowano nagonkę”. Wydaje się, że przesadzili trochę z czarnym PR-em.
Postawić wszystko na jedną kartę, bo tak najbezpieczniej
Co najbardziej znaczące, główna nadzieja opozycji również przegrała. Kandydatura Jewgienii Czirikowej na mera podmoskiewskiej dzielnicy Chimki była jedynym przypadkiem, kiedy ruch opozycyjny w znaczący sposób zjednoczył się, zdobywając znaczące datki i wolontariuszy. A mimo wszystko Czirikowa przegrała, zdobywając jedynie 20% głosów. Chociaż wystąpiły pewne nieprawidłowości, sondaż przeprowadzony przy wyjściu z lokali [ros] potwierdził oficjalną liczbę głosów. Czirikowa przegrała, pomimo tego, że jest jedną z najbardziej znanych liderów opozycji, szczególnie w Chimkach, gdzie jest aktywnym członkiem lokalnej społeczności.
Podsumowując, opozycja wypadła słabo. Nie ma co do tego wątpliwości. Ale nie podlega również dyskusji fakt, że ruch protestacyjny szczerze poświęcił się w celu wygranej w tych wyborach. Czirikowa była w zasadzie jedynym głównym kandydatem, który mogł reprezentować nowy ruch. Wybory lokalne mogły być wspaniałą okazją do wypróbowania kampanii na poziomie lokalnym i być może do decentralizacji ruchu protestacyjnego poprzez przekazanie go mieszkańcom regionów. Zdaje się jednak, że szansa ta została zaprzepaszczona. W ciągu ostatniego miesiąca, wybory 14 października rzadko pojawiały się w blogosferze (z Czirikową jako wyjątkiem potwierdzającym regułę).
W rzeczywistości w zeszłym miesiącu rosyjska społeczność w sieci była zajęta innymi wyborami – internetowym głosowaniem do opozycyjnej rady kordynującej, które odbywało się w dniach 20-21 października. Zamiast uczestniczyć w wyborach formalnych, dziesiątki lokalnych aktywistów dołączyło do wyścigu do rady koordynującej poprzez udział w debatach telewizyjnych, konkursach na esej, kampaniach wyborczych i wewnątrzopozycyjnych pyskówkach. Wszystko to w celu zdobycia miejsca w instytucji, która nie będzie miała nic wspólnego z realną władzą, nawet jeśli rzeczywiście powstanie.
Być może, gdyby ogromna maszyna zdobywająca głosy, nastawiona na mobilizację internetowych wyborców skoncentrowała się na prawdziwych wyborcach, udałoby się jej zwiększyć słabą frekwencję 14 października (szczególnie biorąc po uwagę, jak trudno przejść proces weryfikacji wyborców). Na dzień dzisiejszy wydaje się, jakby to rada koordynująca wywołała zmęczenie wyborami. Miejmy nadzieję, że było warto.