Zmagając się z zimnem oraz z brutalnością milicji, Białorusini wciąż protestują przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki, wciąż utrzymującego się u władzy. W miarę jak Unia Europejska przygotowuje trzeci pakiet sankcji wobec białoruskich biznesmenów i oficjeli, zwiększają się naciski wobec Zachodu. Opinia publiczna domaga się, by ten wywarł większą presję ekonomiczną na Białoruś i rozważył wprowadzenie zakazu dostaw niektórych artykułów IT.
Czy tego typu sankcje naprawdę mogą coś zmienić? Co prawda uwolnienie krajowych łańcuchów dostaw od Zachodu wymagałoby nie lada wysiłku, jednak dzisiejszy zglobalizowany świat mógłby dostarczyć alternatywnych rozwiązań problemu.
Zakaz bankowy
Jedną z najbardziej znaczących kwestii jest wyłączenie Białorusi z sieci SWIFT — globalnego międzybankowego systemu przekazywania informacji i dokonywania płatności.
W grudniu 2020 Golos („Głos”), platforma internetowa założona przez współpracowników jednego z uwięzionych kandydatów na prezydenta, Viktara Babaryka, przeprowadziła wśród Białorusinów ankietę. Jej celem było wysondowanie nastrojów społecznych wobec ewentualnego wyłączenia Białorusi ze strefy SWIFT. Według zebranych danych, ponad 400 tysięcy respondentów, a więc 64% ogółu zapytanych, wyraziło poparcie dla tego typu sankcji.
SWIFT nie jest co prawda oficjalną instytucją Unii Europejskiej, ale jako spółka z siedzibą w Belgii musi podlegać unijnym prawom i regulacjom. Gdyby zapadła decyzja o odłączeniu Białorusi od wspomnianych struktur (podobnie jak to się stało z Iranem w 2012 roku), SWIFT efektywnie wsparłby białoruską opozycję, domagającą się zwiększenia presji ekonomicznej na reżimie Łukaszenki.
Sam Łukaszenka przyznał, że groźby odłączenia Białorusi od SWIFT co najmniej raz okazały się skuteczne. Na trzy dni przed wyborami z 9-go sierpnia, białoruski prezydent udzielił wywiadu ukraińskiej platformie internetowej GordonUA. W zarejestrowanej rozmowie przytaczał spotkanie, jakie odbyło się w 2009 roku z Wysokim Przedstawicielem UE ds. Polityki Zagranicznej, Havierem Solaną. „Zapytałem go, co by się stało, gdybyśmy uznali suwerenność [Abchazji i Osetii Połudnowej]… Był przygotowany na to pytanie. Wyjął notes i zaczął wymieniać: ‘Panie Prezydencie, Białoruś zostałaby natychmiast wyłączona z sieci SWIFT’. To była najpoważniejsza z sankcji” – mówił Łukaszenka. Później białoruski przywódca przyznał, że skoro Rosja nie zapewniła Białorusi żadnych gwarancji w razie strat wynikających ze wspomnianego scenariusza, dwa oderwane od Gruzji terytoria nigdy nie zostały oficjalnie uznane przez Mińsk.
Pomysł wykluczenia Białorusi ze strefy SWIFT ponownie zyskał na popularności podczas ostatnich protestów. 10-go listopada Nikolaj Khalezin, dyrektor dysydenckiego Białoruskiego Wolnego Teatru, oświadczył że Zachód powinien odłączyć Białoruś od SWIFT w ramach odpowiedzi na decyzję władz o zamrożeniu funduszy zebranych dla ofiar represji w ramach kampanii crowdfundingowej #BY_help.
„Dziś siła Łukaszenki opiera się na chciwości władz bezpieczeństwa, tchórzostwie urzędników państwowych i bierności części mieszkańców kraju… Każda znacząca presja wywierana przez społeczność międzynarodową jest postrzegana przez piramidę władzy jako osłabienie podstaw dyktatury” – mówił Khalezin w wywiadzie dla Global Voices. „Takie działania pozbawią reżim środków niezbędnych do wypłacania wynagrodzeń siłom bezpieczeństwa i oficjelom władzy”.
Wielu przedstawicieli białoruskiej opozycji zdaje się podzielać te nadzieje. W listopadzie podobny apel wystosowała kandydatka opozycji na stanowisko prezydenta, Sviatlana Tsikhanouskaya.
Łukaszenka był oburzony, twierdząc że ci, którzy wzywają do wykluczenia Białorusi ze struktur SWIFT chcą doprowadzić do „zniszczenia kraju”.
Wkrótce po tych słowach linia prorządowa uległa zmianie, próbując bagatelizować znaczenie podobnych nacisków.
Gazeta Nasha Niva przytacza, że w drugiej połowie listopada Narodowy Bank Republiki Białorusi (NBRB) wystosował list do banków prywatnych, prosząc je o jak najszybsze przyłączenie się do rosyjskiego, wzorowanego na SWIFT Systemu Przekazywania Informacji Finansowych SPFS. Oznacza to, że nawet jeśli UE i USA uda się odłączyć Białoruś od sieci SWIFT, wszystkie większe operacje finansowe będą kierowane przez rosyjskie banki.
4-go grudnia 2020 prorządowy analityk Pyotr Piatrouski powiedział rządowej agencji informacyjnej BELTA: „Od lat 90-tych, gdy Białorusi grożono sankcjami, kraj ten stworzył własny system bankowy, Belkart. Jesteśmy również podłączeni do rosyjskiego systemu [SPFS]. Jesteśmy podłączeni do chińskiego systemu. W obecnych czasach SWIFT nie ma monopolu na prowadzenie operacji pieniężnych”.
„Z drugiej strony odłączenie Białorusi od SWIFT będzie największym ciosem dla radykalnej opozycji… ponieważ nie będzie ona finansowana z kart bankowych” – konkludował Piatrouski w tym samym wywiadzie.
Platforma internetowa Golos odrzuca te argumenty, twierdząc że „rosyjski system, który powstał głównie jako zabezpieczenie przed odłączeniem Rosji ze SWIFT, nie pomoże [Białorusi]”. Banki podmiotów handlowych nie są powiązane z rosyjskim systemem, który pozwala tylko na przeprowadzanie transakcji w rublach – stoi w oświadczeniu przewidującym, że import i eksport utkną w martwym punkcie jeśli dojdzie do odłączenia Białorusi.
Embargo technologiczne
Wcześniejsze próby ograniczenia dostępu do technologii używanej przez białoruskie władze nie zakończyły się większym sukcesem. W 2011 roku Unia Europejska wprowadziła embargo na wszelką broń i sprzęt, które mogłyby zostać użyte do represji wewnętrznych. Była to unijna odpowiedź na przemoc skierowaną przeciwko protestującym po ogłoszeniu wyników grudniowych wyborów prezydenckich z 2010 roku. Stany Zjednoczone zakazały również kontaktów ekonomicznych z szeregiem białoruskich urzędników i przedsiębiorstw, choć do 2019 roku niektóre sankcje zostały zniesione lub zamrożone w nadziei na unormowanie stosunków.
Pomimo podjętych wysiłków, granaty ogłuszające, użyte przeciwko protestującym na ulicach Mińska latem i jesienią 2020 roku, pochodziły z Czech. Choć uważa się, że mogły one zostać zakupione jeszcze przed wprowadzeniem embarga w 2011 roku, nie da się tego samego założyć w kwestii technologii DPI (Głęboka Inspekcja Pakietów). Technika ta, której użyto do ograniczenia dostępu do dziesiątek niezależnych białoruskich stron internetowych, jest wytworem stosunkowo nowym. Został on opracowany przez należącą do Stanów Zjednoczonych kanadyjską firmę Sandvine, której reprezentanci zademonstrowali technologię władzom Białorusi jeszcze w maju 2020 roku.
Po dochodzeniu przeprowadzonym przez portal Bloomberg i oburzeniu międzynarodowej opinii publicznej, firma zweryfikowała swój wewnętrzny kodeks etyczny i zakończyła współpracę z Mińskiem. „Wraz z zerwaniem umowy, Sandvine zaprzestanie dostarczania aktualizacji oprogramowania i pomocy technicznej dla swoich produktów, używanych przez prorządowy NTEC (National Traffic Exchange Center) – instytucję zarządzającą wszelkimi danymi internetowymi przepływającymi do i z kraju. Nie oznacza to jednak, że oprogramowanie przestanie działać i w najbliższym czasie wciąż będzie zdatne do użytku” – mówił przedstawiciel firmy platformie Bloomberg w sierpniu 2020 roku.
Te dwa przykłady są tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Według informacji przekazanych Global Voices przez reprezentantów białoruskiej społeczności w San Francisco, rzeczywisty zakres współpracy może być znacznie większy. Wspomniana grupa protestowała przed niektórymi siedzibami firm z Doliny Krzemowej – tymi, które powiązane są z białoruskim rządem. Protestujący twierdzą, że ponad 20 wiodących firm z branży IT dostarcza technologię białoruskiej władzy. Wśród krytykowanych korporacji znajdują się: Seagate Technology, Kingston Technology, Red Hat (należące do IBM), SAP SE, VMware Inc, Oracle Corporation, Broadcom Inc, Supermicro, Intel oraz NVIDIA. Wzmianki o niektórych produktach tych firm (takich jak VMWare, Seagate oraz Oracle) rzeczywiście można znaleźć w krajowym portalu przetargowym.
Zachodni sprzęt i oprogramowanie są używane do zasilania systemów cyfrowych większości białoruskich instytucji państwowych. Bywają też – jedne bardziej niż inne – zaangażowane w represje obywateli.
„Wywodząca się z San Jose w Kalifornii firma informatyczna Supermicro wygrała niedawno przetarg z białoruskim KGB na dostawę sprzętu za ponad 100 tysięcy dolarów. Przed rozstrzygnięciem konkursu ofert, białoruska społeczność z San Francisco wysłała do firmy list z prośbą o wycofanie się z przetargu” – czytamy w opisie wydarzenia z 24 listopada 2020 roku.
Supermicro wciąż nie wydało publicznej odpowiedzi. Choć nie można tego stwierdzić na pewno, prawdopodobnym jest, że serwery Supermicro będą wspierać białoruskie służby bezpieczeństwa w przechowywaniu danych.
Oczywiście zatrzymanie eksportu technologii do represyjnego reżimu nie byłoby niczym prostym. W rzeczywistości, zgodnie z oficjalną stroną białoruskich przetargów państwowych, serwery Supermicro mają być dostarczone KGB za pośrednictwem prywatnej białoruskiej firmy MAP INFO. Wynika stąd, że na papierze amerykańska firma z Kalifornii nie będzie powiązana z dostarczaniem technologii białoruskim służbom bezpieczeństwa. W praktyce, chcąc uniknąć posądzenia o niemoralne praktyki, Supermicro musiałoby zaprzestać sprzedaży swojego sprzętu jakimkolwiek białorskim firmom prywatnym.To samo można powiedzieć o licencjonowanym oprogramowaniu dla serwerów Vmware, z którego wsparcia korzysta Centrum Informacyjno-Analityczne przy Administracji Prezydenta (IAC). We wrześniu 2020 przetarg na to oprogramowanie wygrała prywatna białoruska firma Kvadrosoft.
Nawet gdyby amerykańskie korporacje zaprzestały współpracy ze swoimi białoruskimi odpowiednikami, wciąż mogłoby to nie rozwiązać problemu. Zważywszy na niezbyt duże rozmiary białoruskiego rynku, do gry mogliby dołączyć prywatni i państwowi dostawcy z Rosji.
„Biorąc pod uwagę zbyt małą ilość zasobów krajowych i wysoki poziom zależności od finansowania zewnętrznego, opłacającego deficyt handlu i obsługę zadłużenia zagranicznego, wszelkie ograniczenia w przepływie kapitału mogą znacznie pogorszyć sytuację gospodarczą na Białorusi. Tym samym sprawiając, że będzie ona bardziej zależna od finansów płynących z Rosji” – konkluduje Julia Korosteleva w swoim badaniu dotyczącym skuteczności sankcji wymierzonych w Białoruś, opublikowanym przez Europejską Służbę Działań Zewnętrznych (European Action External Service) w 2012 roku.
Dziewięć lat później jej spostrzeżenia są wciąż aktualne. Nic nie zmieniło się również w kwestii łańcuchów dostaw. Bliskie więzi ekonomiczne z Rosją czy Kazachstanem, jak również pogłębiające się relacje z Chinami (i zależności od nich) mogą zapewnić Łukaszence sposobność nabycia wszelkiego sprzętu i dóbr, jakich odmawia mu Zachód.
Warto zaznaczyć, że technologie open source również można wykorzystać do wielu celów — i są przy tym darmowe. Już teraz używa się ich do obchodzenia, ale i umożliwiania cenzury, o czym świadczy przypadek austriackiego operatora telefonii komórkowej A1.
Gdy w czasie gorących protestów w Mińsku białoruskie władze próbowały wyłączyć mobilny dostęp do internetu, operator A1 podszedł przychylnie do nacisków rządzących. Wywodząca się z Austrii firma trafiła za to pod lupę austriackiej prasy. Według Fundacji Qurium Media, spółka A1 korzystała z szeroko dostępnego oprogramowania Squid w celu filtrowania dostępu do niezależnych mediów i innych stron, które nie podobały się rządowi.
„Squid to nic innego jak darmowe oprogramowanie z otwartym kodem, które można zainstalować na wydajnym komputerze o bardzo dużej mocy przerobowej”- tłumaczy Vadzim Loseu, białoruski analityk i konsultant ds. bezpieczeństwa cyfrowego z dużym doświadczeniem w Rosji, Kazachstanie i na Białorusi. „Jego licencja nie zawiera żadnych ograniczeń w związku z używaniem oprogramowania do filtrowania Internetu”.
A1 wyraźnie zasugerował, że naciski na przerywanie dostępu do Internetu stanowią cenę za robienie interesów na Białorusi. W odpowiedzi na list otwarty KeepItOn,organizacji pozarządowej prowadzącej kampanię przeciwko wyłączaniu sieci internetowej, dostawca stwierdził: „Oczywistym jest, że ograniczanie dostępu do usług internetowych jest sprzeczne z interesem firmy i jej klientów. Należy jednak zauważyć, że firma A1 Telekom Austria Groups musi przestrzegać lokalnych przepisów prawnych i normatywnych każdego kraju, w którym przeprowadza swoje działania”.
Warto przy tym pamiętać, że choć Białoruś jest małym rynkiem, to posiada prężnie rozwijający się i dobrze oceniany sektor IT. Niektóre białoruskie firmy już teraz narzekają, że spotkały się z agresywnymi kampaniami w Internecie, oskarżającymi je o związki z reżimem Łukaszenki. Dla przykładu minionej jesieni kilka prowadzonych przez opozycję kanałów z portalach społecznościowych oskarżyło Synesis o udostępnianie policji technologii rozpoznawania twarzy za pośrednictwem oprogramowania Kipod. Stając w swojej obronie, firma wyjaśniała portalowi onliner.by, że ich kamery są obecne jedynie w mińskim metrze i na stacjach kolejowych i mogą rozpoznawać wyłącznie konkretne twarze figurujące w istniejącej bazie danych, a nie – jak mówią użytkownicy internetu – z nagrań przesyłanych z protestów. [Warto zaznaczyć, że Unia Europejska podziela w tej kwestii opinię opozycji, w związku z czym Synesis została objęta unijnymi sankcjami.]
Autokracja bez granic?
Ostatecznie jedno jest pewne: Białoruś stała się na tyle zglobalizowana, że odcięcie od dostaw i technologii może jej poważnie zaszkodzić. Z drugiej jednak strony jest wystarczająco rozwinięta, by mogła zostać przeorganizowana na większe rynki Wschodu. Niektóre produkty open source'owe i potencjał jej własnego sektora IT również mógłby skomplikować skuteczność przeprowadzenia jakichkolwiek jednostronnych sankcji. Co więc można zrobić?
Być może lepszym podejściem – zarówno zachodnich rządów, jak i firm – byłoby rozszerzenie i rozpowszechnienie technologii na Białorusi. W sektorze IT już teraz można dostrzec przykłady do naśladowania: w sierpniu 2020 roku komunikator Telegram i dostawcy bezpiecznych połączeń VPN uratowali Białorusinów przed całkowitym blackoutem, wdrażając narzędzia przeciw cenzurze i umożliwiając bezpłatny ruch użytkowników. Polsko-białoruski nadawca Euroradio wykorzystał technologię komórkową do otwarcia specjalnej linii telefonicznej, łączącej właścicieli komórek ze swoim serwisami informacyjnymi podczas przerw w dostępie do Internetu.
„Nałożenie ograniczeń na dystrybucję technologii w 2020 roku byłoby najprawdopodobniej niemożliwe ze względu na wzajemne powiązania rynków oprogramowania i sprzętu na Białorusi. Wiele firm jest na tych rynkach obecnych i jeśli Sandvine odejdzie, jutro ktoś inny mógłby zająć ich miejsce” – konkluduje Vadzim Loseu, analityk ds. bezpieczeństwa cyfrowego. „Generalnie odpowiedzialność za używanie cenzury i filtrowanie Internetu spoczywa na państwach lub innych podmiotach, które stosują tego typu narzędzia. Jeśli Twój sąsiad bije swojego kota butem, możesz sobie pójść do producenta czy dostawcy obuwia ze skargą i narzekaniem. Wciąż jednak musisz pamiętać, kto naprawdę znęca się nad zwierzęciem”.
Ten artykuł powstał dzięki umowie partnerskiej z Transitions, organizacji wydającej i szkolącej media z siedzibą w Pradze.