W Bośni i Hercegowinie wolontariusze bronią zagubionych imigrantów przed publicznym ostracyzmem

Tuzla, grudzień 2019. zdjęcie Armin Durgut/Balkan Diskurs, wykorzystane za zgodą.

Ta historia autorstwa Belmy Kasumović, została pierwotnie opublikowana w Balkan Diskurs, projekcie Post Konfliktowego Centrum Badań (PCRC). Zmieniona wersja jest ponownie publikowana przez Global Voices w ramach umowy dotyczącej udostępniania treści.

Bośnia i Hercegowina znajduje się na skrzyżowaniu szlaków migracyjnych między Europą Wschodnią i Zachodnią. Około 60 000 osób dostało się do kraju bez dokumentów od początku 2018 r. do czerwca 2020 r. według szacunków krajowego Urzędu ds. Cudzoziemców. Wielu z nich pochodzi z Bliskiego Wschodu oraz Azji Południowej i kieruje się do Europy Zachodniej.

Tymczasem kiedy trasa przez Serbię i Węgry jest zablokowana przez graniczne ogrodzenia a przejście przez Chorwację staje się coraz bardziej niebezpieczne dla migrantów, tysiące ludzi utknęło w Bośni, rozproszyło się w ośrodkach rejestrujących lub mieszka w zaimprowizowanych obozach.

W Tuzli będącym trzecim co do wielkości miastem w Bośni, migranci mieszkają na głównym dworcu autobusowym i w bezpośrednim jego sąsiedztwie, gdzie mają dostęp do małej publicznej fontanny i mogą tam spotkać ludzi o podobnych wyznaniach. Chociaż ich obecność nie podoba się nielicznym mieszkańcom, grupa wolontariuszy robi wszystko co w ich mocy, aby zapewnić im jakąś formę ulgi.

Jak mówi Senad Pirić, wolontariusz z Tuzli: „Do każdego człowieka podchodzę jak do ludzkiej istoty. W żadnym wypadku nie obchodzi mnie czy pochodzi z Pakistanu, Maroka czy Algierii. Widzę przed sobą istotę ludzką będącą w potrzebie i postępuję zgodnie z potrzebami. Tak to wszystko się zaczęło”.

Osoba korzysta z publicznej fontanny w pobliżu dworca autobusowego w Tuzli w grudniu 2019 r. Migranci często używają tej fontanny do orzeźwienia i mycia się. Zdjęcie Armin Durgut / Balkan Diskurs, wykorzystane za zgodą.

W 2018 roku Pirić pracował jako dziennikarz i został przydzielony do zrobienia artykułu na temat imigrantów mieszkających na stacji. Po ich osobistym poznaniu, zaczął im pomagać przynosząc zapasy, żywność lub pieniądze. Jak powiedział: „Pierwszy rok był dla nas stosunkowo łatwy, albowiem mieszkańcy Tuzli nie zauważali tych ludzi. Przychodzili w nocy, spali tu, na dworcu, w parku”.

Na dworcu autobusowym właściciel restauracji Azra Alibegović zapewnia imigrantom nieograniczony dostęp do łazienki, pryszniców i gniazdek elektrycznych. Jako wyraz wdzięczności często pomagają jej w sprzątaniu restauracji w ogrodzie – mówi Azra. „Wieczorem, kiedy zamykamy, odstawiają krzesła, stoły, zdejmują parasole i pozdrawiają nas. W ciągu tych trzech lat pracy z nimi, nigdy nie miałem ani jednego przykrego incydentu. Są dla mnie dobrzy, szanują mnie i ja też ich szanuję”- dodał Alibegović.

Dworzec kolejowy w mieście Tuzla, grudzień 2019. Zdjęcie autorstwa Armin Durgut/Balkan Diskurs, wykorzystane za zgodą.

Według Wikipedii Tuzla jest jednym z nielicznych bośniackich miast, którym „udało się zachować wieloetniczny charakter w trakcie i po wojnie w Bośni, z Bośniakami, Serbami, Chorwatami i niewielką mniejszością bośniackich Żydów nadal mieszkających w mieście”.

Ale objawy nietolerancji wciąż trafiają do restauracji Alibegović. Mówi, że miejscowi unikają teraz jedzenia w jej restauracji. Nawet rekrutacja nowej kelnerki okazała się trudna. „Mówią natychmiast „nie, są tu imigranci, nie będę z nimi pracować“”. Niedawno interweniowała policja i powiedziała Alibegović, że migrantom nie wolno już gromadzić się na stacji. „Policjant powiedział:„ Azra, znowu masz imigrantów w restauracji”, a ja im odpowiedziałam: „To moi jedyni klienci, nie mogę ich przegonić”.

Wolontariusze również zostali potępieni przez miejscowych. „Jesteśmy oskarżeni o przemyt ludzi, wyposażanie ich w broń i tym podobne rzeczy” – jak mówi Pirić. „W rzeczywistości [nasi krytycy] nie mogą znaleźć nic złego w nas ani w naszej pracy, ponieważ robimy to całym sercem i nie oczekując żadnych osobistych korzyści, a to jest w jakiś sposób niezrozumiałe dla ludzi”.

Amila Rekić, która zazwyczaj pomaga imigrantkom, zapewniając zakwaterowanie w Bezpiecznym Domu, schronisku dla kobiet będących ofiarami przemocy domowej mówi, że brak funduszy i społeczna presja zniechęcają innych do wolontariatu. Jak zauważyła „Niektórzy obywatele uważają, że gdyby nie pomoc wolontariuszy, migranci nie przyjeżdżaliby już do Tuzli”.

Zdaniem Rekić, ciągłe skupianie się mediów na negatywnych aspektach pomogło wzbudzić nieufność w lokalnej społeczności. „Tak, są grupy ludzi, które sprawiają kłopoty. A dzieje się tak w wyniku utraty wszystkiego, w tym pozbawienia podstawowych praw człowieka. Dzieje się tak, ponieważ cały ten stres, niepokój i inne rzeczy kumulują się, albo dlatego, że są po prostu tacy a nie inni  – jak niektórzy z nas” – powiedziała Rekić.

Pirić mówi, że wielu migrantów przyjeżdża z chęcią znalezienia pracy i jest oburzony faktem, że społeczeństwo wyklucza ich pomimo ich talentów. „Jeden z nich ma na przykład talent do malowania. Mieliśmy jednego hafiza Koranu, stolarza, kucharza. A teraz wszyscy żebrzą na ulicach naszego kraju, podczas gdy gdzie indziej ich talenty mogłyby zostać docenione”.

Z danych IOM Bośni i Hercegowiny opublikowanych we wrześniu 2020 r. wynika, że ​​w siedmiu ośrodkach rejestracyjnych odnotowano 7400 migrantów pochodzących głównie z Afganistanu, Pakistanu, Palestyny, Syrii i Algierii.

Marokańscy przyjaciele

Stacja w Tuzli to tymczasowy dom dla dwóch przyjaciół z Maroka, którzy oprócz tego samego imienia – Hamza – dzielą miejsce do spania pod gołym niebem. Spotkali się gdy byli w Serbii i teraz ponownie spotkali się w Tuzli.

Jeden z nich opisał, jak jego zdaniem postrzega ich lokalna społeczność: Jak mówi jeden z nich „Myślą, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Wiem, że niektórzy [ludzie] powodują problemy, ale nie wszyscy jesteśmy tacy sami”.

Bośnia nie jest ich ostatecznym celem. Para ma nadzieję ostatecznie dotrzeć do Europy Zachodniej.

Dwóch przyjaciół noszących to samo imię – Hamza jedzą obiad w restauracji Alibegović. Zdjęcie Belma Kasumović/Balkan Diskurs, wykorzystane za zgodą.

Rekić mówi, że migranci często okazują wdzięczność za otrzymaną pomoc. Jak mówi – „Świadczy o tym fakt, że dzwonią do nas po opuszczeniu kraju. Śledzimy ich życie, pozostajemy w kontakcie. Spotykamy się z ich rodzinami”. „Najbardziej emocjonalne chwile to te, kiedy matki pojawiają się po drugiej stronie ekranu telefonu i płaczą, dziękując nam za zapewnienie im posiłku lub butów tego dnia lub za znalezienie im noclegu”.

Pirićowi nie wystarczy ich nakarmić ani znaleźć miejsca do spania. „Chcę przywrócić im godność, chcę, aby zobaczyli, że mają znaczenie”.

Rozpocznij dyskusję

Autorzy, proszę Zaloguj »

Wskazówki

  • Wszystkie komentarze są moderowane. Nie wysyłaj komentarza więcej niż raz, gdyż może to zostać zinterpretowane jako spam.
  • Prosimy, traktuj innych z szacunkiem. Komentarze nieprzywoite, obraźliwe lub atakujące inne osoby nie będą publikowane.