Poniższy artykuł oraz reportaż radiowy autorstwa Carol Hills dla The World pierwotnie pojawiły się na stronie PRI.org 25.02.2015. Publikujemy je na mocy porozumienia o dzieleniu się treściami.
Wizy H-1B należą do najbardziej pożądanych biletów wstępu do Stanów Zjednoczonych. Rocznie przyznaje się ich około 85 tysięcy, głównie wysoko wykwalifikowanym pracownikom technicznym, którzy osiedlają się m.in. w Dolinie Krzemowej. Ich żony nie mogły jednak pracować ani prowadzić samodzielnego życia w USA – aż do teraz.
26 lutego 2015 roku administracja prezydenta Obamy ogłosiła, że zmieni zasady dotyczące przyznawanych im wiz H–4, umożliwiając ubieganie się o dokument zezwalający na zatrudnienie oraz Kartę Ubezpieczenia Społecznego. Część kobiet od maja będzie mogła legalnie podjąć pracę w Stanach Zjednoczonych.
„Mogę być naprawdę sobą, a nie tylko żoną swojego męża” – mówi Neha Mahajan, która przeprowadziła się do USA prawie siedem lat temu, gdy jej mąż został oddelegowany z New Delhi do firmy technologicznej w New Jersey. „Jeśli zechcę, mogę wyjść z domu, założyć własne konto w banku, otworzyć firmę albo pójść na studia. Już nie muszę się ograniczać do bycia kurą domową”.
Nie chodzi tylko o pracę. W New Jersey Mahajan próbowała też wrócić na studia, ale bez numeru ubezpieczenia społecznego nikt nie chciał jej udzielić kredytu studenckiego. „W USA nie mam tożsamości, jestem zależna od męża. Poprzez przyznanie mi wizy H–4 ugruntowano tę zależność”.
Mahajan była zaangażowana w starania posiadaczek H–4 o prawo do zatrudnienia. Kobiety aktywnie działają w mediach społecznościowych, m.in. prowadzą bloga i stronę na Facebooku pod nazwą „Wiza H4–przekleństwo”.
W Indiach Mahajan była reporterką telewizji informacyjnej. Gdy na jakiś czas zrezygnowała z pracy, by urodzić dziecko, firma jej męża zdecydowała się oddelegować go do Stanów Zjednoczonych. „Postanowiłam mu towarzyszyć, bo przecież Ameryka to kraj marzeń” – mówi.
Ktoś jej wspomniał, że nie będzie mogła pracować, ale nie brała tego na poważnie. Jednak gdy dotarła do USA i zaczęła szukać etatu w tamtejszych mediach, pracodawcy nieugięcie twierdzili, że bez pozwolenia na pracę o zatrudnieniu czy nawet stażu nie ma mowy.
Otrzymanie, jak w przypadku jej męża, wizy H1–B również nie wchodziło w grę. „Nie mam technicznego wykształcenia” – mówi. “Nie tworzę oprogramowania komputerowego. To nie z takiego środowiska się wywodzę”. Żeby „utrzymać się przy życiu, nie pozwolić umrzeć umiejętnościom, wykształceniu, talentowi” była więc wolontariuszką w organizacji z New Jersey, która sponsoruje doroczny festiwal filmowy,
Rząd szacuje, że w pierwszym roku nawet 179 tysięcy, a w każdym kolejnym ok. 55 tysięcy żon posiadaczy wizy H–1B złoży wniosek o pozwolenie na pracę. Liczby te utwierdzają sceptyków w przekonaniu, że małżonki imigrantów odbiorą Amerykanom stanowiska. Mahajan zaprzecza i wyjaśnia, że przybyła do USA legalnie, a obecnie stara się o obywatelstwo.
„Jestem twoją sąsiadką, żyję w tej samej okolicy” – mówi Mahajan. „Choć nie zarabiam, płacę podatki. Gdybym tylko mogła – tak jak teraz – zostałabym przedsiębiorcą i założyła własną firmę, a więc nie jestem tu, by zabierać komuś pracę”.